W imię piękna zamieniłam się w chmurkę! (test bubble mask)

Od dziś możecie mówić do mnie Panno Chmurko, bo azjatyckie bubble mask na stałe zagościły w mojej kosmetyczce. Chciałabym opowiedzieć wam o tym, dlaczego bąbelkowe maseczki są tak skuteczne, mimo że dziwne. I skąd w ogóle taki produkt znalazł się w moich rękach?

Całkiem przypadkiem! Przyznaję… nie zdecydowałabym się świadomie kupić czegoś takiego, jak bąbelkowa maseczka do twarzy. Uznałabym to za zbędne komplikowanie. Moje maski dostałam w gratisie do zamówienia z Pure Smile. Marka dodatkowo dorzuciła do mojej paczki pięć maseczek Pure Bubble. Każda w innym zapachu, czy też „smaku” (jak kto woli) – Rose, Green Apple, Pearl, Royal Jelly oraz Seaweed. Dopiero później – zagłębiając się w artykuły na temat bąbelkowych maseczek – dowiedziałam się, że najpopularniejszą wersją tego kosmetyku jest Elizavecca Piggy Milk Carbonated Bubble Clay Mask.

Kilka słów na temat rodzajów musujących maseczek, które testowałam.

  1. Różana (Rose) – zawiera wyciąg z róży i składniki nawilżające; zapewnia intensywne nawodnienie cery, zmniejsza obrzęk, oczyszcza pory i poprawia napięcie oraz elastyczność.
  2. Jabłkowa (Green Apple) – zawiera ekstrakt z jabłek o zawartości aż 80% polifenoli tego owocu; poprawia mikrokrążenie skórne, oczyszcza pory, a nawet rozjaśnia piegi i przebarwienia cery.
  3. Perłowa (Pearl) – zawiera regulujący naturalną równowagę wodną skóry proszek perłowy; białko perłowe wnika w naskórek uelastyczniając, regenerując i oczyszczając z nadmiaru sebum.
  4. Miodowa (Royal Jelly) – zawiera pszczele mleczko bogate w witaminy i minerały; odżywia skórę, wygładza zapobiegając szorstkości i oczyszcza pory z zanieczyszczeń.
  5. Algowa (Seaweed) – zawiera kompleks alg morskich o dużej zawartości składników mineralnych; intensywnie nawilża, ochrania przed wysuszaniem i oczyszcza cerę.

Samo działanie bąbelkowych masek do twarzy to dla mnie hit! Aplikuje się je tak samo, jak standardową maskę. Trzeba to jednak zrobić szybciej, co może ułatwić nakładanie pędzelkiem, a nie dłonią. Po kilkunastu sekundach bubble mask zaczyna bowiem wchodzić w reakcję ze skórą i powietrzem. Żel zamienia się w piankę, która działa na naszej twarzy. To działanie da się odczuć, bo mikropęcherzyki powietrza tworzą się i znikają. Uczucie mogłabym porównać do delikatnego, powolnego, bardzo przyjemnego pulsowania/musowania. Po kilku minutach przypominam chmurkę z ustami i oczami. Narzeczony mówi, że bardziej bałwana. 😉 Większość maski powinno samoistnie zniknąć z twarzy, a resztki należy zmyć letnią wodą.

Szybko, przyjemnie, skutecznie i bardzo zabawnie!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *